Komentarze: 0
nie jestem ja nimfomanka,
ale wśród uciech i namiętności,
serce me pęka od nudy,
a dusza dostaje mdlości.
nie jestem ja nimfomanka,
ale wśród uciech i namiętności,
serce me pęka od nudy,
a dusza dostaje mdlości.
„Nie śmiałem wtedy myśleć o niczym innym poza „faktami". Żeby wyjść poza fakty, musiałbym być twórcą, a przecież człowiek nie staje się twórcą z dnia na dzień. Najpierw trzeba się załamać, aby zniweczyć w sobie wszelkie sprzeczne punkty widzenia. Trzeba przeżyć swoją zagładę jako istoty ludzkiej, żeby się narodzić jako jednostka. Trzeba się obrócić w węgiel i w minerał, żeby iść w górę poczynając od najniższego wspólnego mianownika jaźni. Trzeba się wyzbyć litości, żeby nauczyć się odczuwać z samych korzeni własnego istnienia. Nie ma żadnych „faktów" – jest tylko jeden f a k t, mianowicie, że człowiek, każdy człowiek w każdym zakątku kuli ziemskiej zmierza do pewnego ładu. Jedni obierają dłuższą drogę, inny krótszą. Każdy na swój sposób zmierza ku własnemu przeznaczeniu, i nikt mu w tym nie pomoże, co najwyżej poprzez okazanie dobroci, życzliwości, cierpliwości."
Henry Miller
Posyłam cytowany już wcześniej fragment z Millera, ze Zwrotnika Koziorożca. Interesuje mnie ten tekst, ze szczególnych względów, a mianowicie, twórca, to niekoniecznie pisarz, malarz, czy poeta. Twórca, to także człowiek, który swoje życie (i siebie) traktuje jak plastyczne tworzywo. Nadaje mu formę, jakiej w danej chwili potrzebuje, albo jaką może uzyskać, bo ma określone sprawności i talenty. Jeśli w wolnej chwili coś mi podpowiesz w tej niegorącej, ale dla mnie istotnej kwestii, to zapraszam.
Co może znaczyć np., to: Najpierw trzeba się załamać, aby zniweczyć w sobie wszelkie sprzeczne punkty widzenia. Załamać się? Czy chodzi o dół, depresję, spadek nastroju, a może pewną formę odpuszczenia sobie – rezygnację, wyjście z gry, porzucenie wyuczonych zachowań, nawyków i ról. Czy to odrzucenie masek?
„Postawiona pod pręgierzem bytu, maska nie wytrzymuje samej siebie. Jak osaczone przez własny cień zwierzę, skacze od twarzy do twarzy." Alfred Simon.
„Odrzucił rzeczy, istoty, wreszcie samego siebie, niby kolejne suknie, które mu zakrywały tę jedną obecność, ten środek niewidzialny i pusty, który przełożył ponad wszystko." Marguerite Yourcenar
Skądinąd wiadomo, że przez całe życie, albo przez jego dużą część gramy jakieś role. Raz bywamy aktorami, kiedy indziej widzami, ale za każdym razem są to różne role, niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. W zależności od czasu i miejsca, a także od okoliczności, mizdrzymy się przed lustrem życia, i przeważnie bez szemrania wypełniamy to, co do nas należy, to czego inni od nas oczekują, albo to, co sami sobie narzuciliśmy. I tak w kółko. Totus mundus agit histrionem (cały świat gra jakąś historię).
Mam wrażenie, że zniweczenie sprzecznych punktów widzenia, to odrzucenie naszych masek, tych kolejnych twarzy; pozbycie się ich, wdeptanie w ziemię, spalenie; chociaż i tak nie nadawałyby się do użytku (przynajmniej niektóre z nich), bowiem z czasem sparciały i pokryły się liszajem. Założone, uwierałyby i wyglądalibyśmy w nich groteskowo i śmiesznie. Więc po cóż je nosić, po co przechowywać w za ciasnej szafie? Po co odnawiać stare zbutwiałe skorupy, pieścić je i hołubić? Te nieznośne przyzwyczajenia, irytujące natręctwa, nasze nerwowe tiki i ckliwe kaprysy. Tego to ja już nie wiem! Przypomniało mi przestawienie boskiego Kantora: „Umarła klasa". Pamiętasz te dziecinne, grzechoczące przy najmniejszym ruchu trupki? Były mocno przyklejone do zgarbionych karków rachitycznych już staruszków. A oni je dźwigali z zapamiętaniem i godnym podziwu poświęceniem. Nawet, gdyby któryś z nich chciał tę suchą poczwarę zrzucić, chociażby posadzić na chwilę pod drzewem. to daremny trud. Masz takiego trupka? Ja mam, nawet kilka.
pytanie trudne, ale i odpowiedź jeszcze trudniejsza, bo nie da się jej odzielić w jednym
prostym zdaniu, nawet w kilku prostych zdaniach; nie da się jej udzielić również i z tego
powodu, że za chwilę, za miesiąc, wszystko się może zmienić, nasze życie może zatoczyć
kolo, zawrócić, kiedy my nawet tego nie zauważyliśmy. a prawda wychodzi na jaw dopiero
wtedy, gdy czytamu lub przypominamy sobie, co też takiego myśleliśmy na dany temat
w maju, któregośtam roku.
dziś jednak przypomnę sobie pewien poemat, którego fragment przeslal mi mój przyjaciel,
a który to, dostal go (równiż w mailu) od znajomej z netu (dziś o niej mówi, nie inaczej, niż:
moja kochana, slodka podrózniczka, albo zupelnie inaczej, w zależności od dnia, pory roku,
humoru, tudzież tematu przesylki). tekst pochodzi z poematu Bohumila Hrabala
Bambini di Praha:
„Kobiety mi wpadają dziś w oko, są piękne,
Boże, ja od tej mody dostaję bzika,
każda wygląda jakby miała go jeszcze w sobie,
kusi mnie, żeby podbiec i powąchać na szczęście.
rozsądek twierdzi: ta rzeczywistość jest nierzeczywista.
ja zaś sądzę, że one mają tam jakiś dinks,
rusztowanie, co sprawia, że kłują w oczy piersiami.
No i ten chód, oscylacja osobowości,
to wszystko pewnie zaprowadzi nas do kryminału.
Myślę, że nie wytrzymam i ugryzę.
Na szczęście mogę puścić wodze wyobraźni:
powoli spływa krew po udach, łydkach
w trzewiki. I dopiero ucicha erekcja.
Człowiek wielkiego miasta musi mieć całą garderobę wyobrażeń,
Aby dla piękna nie dopuścił się morderstwa z lubieżności."
Tyle na dziś, do jutra, tymczasem, bo i jutro piękny dzień i
skarby calego świata dopiero się oczom ukazują.